Mimo spadku popytu na turystykę biznesową, amerykański rząd kontynuuje Realizację projektu polegającego na budowie nowych centrów konferencyjnych.
“Więcej znaczy lepiej” jest specyficznym podejściem do życia, które nie w każdej sytuacji się sprawdza. Z pewnością jednak świetnie opisuje aktualną postawę USA wobec budowy centrów kongresowych.
W Stanach Zjednoczonych zrealizowanych zostało ostatnio wiele projektów w wyniku których powstało mnóstwo sal konferencyjno-kongresowych i hoteli biznesowych, z których Amerykanie mogą być dumni. Jest tylko jeden problem – popyt na tego rodzaju usługi jest bardzo niski…
Dla przykładu – Centrum Konferencyjne Indianapolis w ciągu ostatniego roku podwoiło swoją powierzchnię w wyniku czego może przyjąć prawie dwa razy więcej osób, niż wcześniej. Skutkowało to awansem z 32 na 16 miejsce w klasyfikacji największych centrów kongresowych w USA.
Podobnie Centrum Konferencyjne Pensylwania, które wydało ostatnio 786 mln dolarów na powiększenie swojej powierzchni do 2,2 mln stóp kwadratowych.
Przeciwnicy powstających projektów są zdania, że obecnie w Ameryce jest na nie zbyt mały popyt, a wzrastająca liczba centrów powoduje jeszcze większe rozproszenie klientów, a w konsekwencji niższe dochody każdego z nich.
Z drugiej zaś strony, miasta, w których znajduje się wiele centrów kongresowych sprawiają wrażenie prężnie rozwijających się. Inna sprawa, że podróżujący w interesach mają w zwyczaju wydawać nieco więcej gotówki, niż klienci indywidualni, gdyż nie wydają oni pieniędzy z własnej kieszeni…