Po śmierci 39 turystów w Nowej Zelandii, lokalny rząd podjął decyzję o ustanowieniu bardziej rygorystycznych przepisów dotyczących turystyki przygodowej i planuje wprowadzenie obowiązkowej rejestracji wszystkich firm z tego sektora.
Turystyka przygodowa należy do jednej z najszybciej rozwijających się branż na całym świecie. Podróżni wydają mnóstwo pieniędzy na aktywności podnoszące poziom adrenaliny, a każdy rok dostarcza nowych atrakcji i amatorów tego rodzaju wyjazdów. Pomimo rosnącej popularności, ten rodzaj turystyki powoduje wiele wypadków, a w skrajnych przypadkach nawet zgonów. Biorąc to pod uwagę, nowozelandzka minister pracy - Kate Wilkinson, pracuje obecnie nad nowym systemem, który ma całkowicie wstrząsnąć zasadami funkcjonowania organizatorów turystyki przygodowej w tym kraju.
Córka Chrisa Jordana zginęła w nieszczęśliwym wypadku podczas pływania na desce w Nowej Zelandii. W wyniku tego wydarzenia, Pan Jordan napisał specjalny list do premiera, w którym skrytykował nowozelandzkie regulacje prawne dotyczące ochrony zdrowia i bezpieczeństwa. Po dość dogłębnej analizie, okazało się, że w przeciągu lat 2004-2009 zginęło aż 39 osób podczas uprawiania turystyki przygodowej w Nowej Zelandii. Wielu z tych zgonów można było uniknąć poprzez większą dbałość o bezpieczeństwo. W związku z tym minister pracy zobowiązała się do stworzenia nowego planu mającego na celu poprawę bezpieczeństwa w miejscowym sektorze turystyki przygodowej.
Plan ma głównie polegać na wprowadzeniu obowiązkowej rejestracji wszystkich dostawców turystyki przygodowej oraz wstępne badania i regularne kontrole w celu zapewnienia bezpieczeństwa i respektowania nowych procedur. Inną kwestią jest odpowiednie wyszkolenie personelu. Ostateczny plan ministerstwo ma przedstawić 30 listopada. Należy mieć zatem nadzieję, że pomoże to osiągnąć maksimum bezpieczeństwa w niezwykle popularnej w Nowej Zelandii branży turystyki przygodowej.