Wizyta w nowozelandzkim mieście – Rotorua jest niezwykłym doświadczeniem. Niemal wszyscy, którzy mieli okazję zobaczyć miejscową Hell’s Gate, nie mogli wyjść z podziwu dla tego miejsca, któremu angielską nazwę nadał G.B. Shaw.
Nowa Zelandia bez wątpienia jest jednym z najbardziej magicznych miejsc na Ziemi. I mimo, że większość turystów, aby się tam dostać musi wcześniej pokonać pół świata, to taka podróż bezsprzecznie jest warta czasu i swojej ceny. Kraj ten dysponuje bowiem wspaniałym bogactwem naturalnym i głębokim światem duchowym miejscowych Maorysów.
Dla przykładu – obszar Tikitere choć pozornie nie wydaje się być jednym z najbardziej malowniczych miejsc na świecie, to jest po prostu spektakularny. Kiedy irlandzki pisarz – G.B. Shaw po raz pierwszy zobaczył to miejsce nazwał je Hell’s Gate, a miejscowi Maorysi zgodzili się na nią. Znajdują się tam gorące jeziora, liczne gejzery oraz baseny błotne.
Nazwa Tikitere pochodzi z kolei od dawnej legendy Maorysów mówiącej o tym, że miejscowa księżniczka Hurutini, żona brutalnego wodza rzuciła się do jednego z gorących basenów, a jej matka po zobaczeniu ciała rzekła: „Aue Teri Nei Tiki”, co oznacza „tu leży moja ukochana”.
Słowa te zostały w końcu skrócone do wyrażenia „Tikitere”, ale legenda jest istotną częścią miejscowej tradycji i kultury. Maorysi mieszkają tu od ponad 700 lat, kiedy to odkryli lecznicze właściwości miejscowych basenów błotnych.
Obecnie, okolica budzi jedynie szacunek i podziw, niemniej czuć tam jakieś nadprzyrodzone moce. Park rozciąga się na powierzchni 50 akrów i oferuje bardzo wiele ciekawych doświadczeń. Zwiedzić tam można między innymi Inferno oraz największe gorące wodospady na półkuli południowej – Kakahi.