Podczas gdy Grecja powraca do równowagi po szkodach spowodowanych uliczną przemocą, strajkami i wielkim ciosem dla jej reputacji na arenie międzynarodowej, inne kraje, zwłaszcza Chorwacja, przejmują jej turystów.
Mówi się, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Okazuje się, że powiedzenie to w przypadku Grecji, jest przynajmniej w połowie prawdą. Otóż, obecna sytuacja ekonomiczna Grecji sprawia, że Brytyjczycy, Niemcy i Włosi przestali odwiedzać ten kraj. Dzięki temu jednak, większość z nich zaczęła zmieniać Grecją na Chorwację.
Nie znaczy to oczywiście, że Chorwacja nie ma nic do zaoferowania turystom poza byciem swego rodzaju substytutem dla pogrążonej w kryzysie Grecji. Kraj ten szczyci się przecież dostępem do Adriatyku, wspaniałymi wyspami, takimi jak chociażby Hvar oraz zapierającymi dech w piersiach średniowiecznymi miastami, jak na przykład – Dubrownik.
Poza tym, że Bałkany cieszą się raczej wątpliwą reputacją, nie ma powodu, by sądzić, iż kraje byłej Jugosławii nie powinny być bardziej popularne. W poparciu tej tezy, chorwacki rząd powołuje się na przynajmniej 10 mln turystów każdego roku. W związku z tym dane z tamtejszej branży turystycznej są bardzo korzystne i stanowią jedną szóstą gospodarki kraju.
W związku z greckim kryzysem, Chorwacja odnotowała 7% wzrost noclegów w lipcu tego roku. Niezależnie od tego, czy pobyty te miały miejsce w drogich hotelach, czy polach namiotowych, zauważalny jest pewien postęp. Oznacza to bowiem, że co pięćdziesiąty turysta z Europy w lipcu był w Chorwacji. W Grecji natomiast liczba turystów delikatnie spada w porównaniu do roku poprzedniego. Co ciekawe, liczba turystów w Grecji, tego roku spadła o około 7%, czyli mniej więcej o tyle, o ile wzrosła w Chorwacji.