Australia – druga co do wielkości wyspa na świecie, zaczyna odczuwać skutki zbytniego zaufania w potęgę własnej turystyki. Z roku na rok, coraz mniej turystów decyduje się przybywać do Australii, a co gorsza, coraz więcej Australijczyków decyduje się na wyjazdy zagraniczne.
Australia musiała szybko zweryfikować swoje podejście do tego, że turyści przyjadą tu przez cały rok, bez względu na to czy są prowadzone kampanie reklamowe zachęcające do odwiedzin tego kraju czy też nie. To dosyć typowe podejście dla Australijczyków, którzy rzadko podróżowali poza granice swego pięknego kraju i są przekonani, że ich wyspa, to najlepsze miejsce do życia na świecie i marzeniem każdego jest aby je odwiedzić. Jest to związane z tzw. kompleksem "dużego narodu", gdzie ludzie polegają na opinii obcokrajowców, uważających ich kraj za najważniejszy i najbardziej atrakcyjny na świecie.
Taka postawa staje się niebezpieczna, zwłaszcza gdy nie jest prawdą. Australijczycy cierpią ostatnio na brak przychodów z branży turystycznej. A zostało to spowodowane przez jeden prosty czynnik: więcej Australijczyków wyjeżdżało za granicę na wakacje niż obcokrajowców przyjeżdżało do Australii. Duże obniżki cen biletów lotniczych skusiło wielu Australijczyków do wyjazdów zagranicznych, a cudzoziemcy nie byli w stanie zastąpić ich w tym samym czasie. Szacuje się, że koszty zakwaterowania spadły o 6% w stosunku do czerwca ubiegłego roku.
A oto konkretny przykład: nadmorski kurort - Cairns niezmiernie popularny wśród japońskich turystów – stał się obecnie miejscem gdzie bardzo trudno o pracę, a bezrobocie drastycznie wzrosło. Australijczycy muszą nauczyć się, że turyści nie przyjadą do Australii tylko dlatego, że tak muszą. Niezbędne są bowiem przy tym inwestycje w marketing oraz zwykły szacunek do turystów, którzy mogą znaleźć sobie inne, bardziej odpowiednie miejsca do wypoczynku. Pierwszym krokiem dla Australijczyków w tym zakresie powinna być zmiana mentalności.